W ramach orania Alzacji i eksplorowania Pinot Gris – takaż propozycja od Pierre’a Chanau. Facet podpisuje się pod tym winem tak dyskretnie, że początkowo myśleć można, że jest to jakiś no name. Co potwierdza niewyszukana etykietka z bocianem na tle uroczej wizji alzackiego miasta i górującym nad nimi jakimś tam medalem albo do medalu nawiązaniem. Zdecydowanie lepiej dzieje się, gdy oceniamy samą już tylko butelki zawartość.
W barwie wino jest bladożółciutkie, choć tym razem szary Pinot ewidentnie już idzie w kierunku żółci sensu stricto.
Gdy powąchać, wyczuwalna jest słodycz wypadająca gdzieś między gruszką a mirabelką. Może gdzieś obok leżą też jakieś przysmażone owoce, może są to orzechy. Aromat jest z jednej strony zdecydowany, ale z drugiej – na tyle subtelny, by zdarzało mu się przy niektórych sztachnięciach zginąć.
Wino jest zdecydowanie słodsze od degustowanego wczoraj Pinot Gris z Luksemburga. Jego mineralność jest bardzo schowana – eksponowana jest nie bardziej niż altówka w orkiestrze. Słodycz ta jest jednak pozytywna; dzięki niej wino rozkosznie się rozpływa. Nadaje też winu swoistej pełni. Mimo wszystko, degustowany Pinot jest dość zrównoważony. Czujemy też oczywiście owoce, ale zupełnie nie wiemy, jakie. Z całą pewnością są jednak malutkie. Może bardzo dojrzały agrest? Podsumowując, smak idzie w troszkę innym od oczekiwanego kierunku, ale nadal jest to kierunek dobry.
Z powodu słodyczy wino nadawałoby się raczej jako aperitif albo akompaniament dla umiarkowanych deserów. Najlepiej chyba jednak pasuje jako towarzysz ciepłego, wczesnego popołudnia. Nam towarzyszyło w sposób wcale udany, stąd 82 guziczki od E. i 79 od M.
Kraj: Francja
Winnica: Pierre Chanau
Apelacja: Appellation Alsace Controlee
Rocznik: 2010
Szczep: Pinot Gris
Zawartość alkoholu: 12,5%