Coś się kończy, coś się zaczyna – jak to powtarzają namiętnie ostatnimi czasy za Sapkowskim. W naszym przypadku właśnie kończy się osuszanie butelek zebranych podczas pedałowania wzdłuż Doliny Mozeli. Ale kończy się chwalebnie, bo debiutem [próby] opisania wina musującego. W ramach tej kategorii zieloni i nieopierzeni jesteśmy dokumentnie, nasza tych win recepcja jest jeszcze bardziej amatorską od opisywanych dotychczas. W myśl jednak zasady „nie znam się, to się wypowiem” – brniemy w notowanie z podniesionymi głowami. A okazja ku debiutowi trafia się zacna, bo z Cremanta Luksemburczycy zdają się być dumni ponadprzeciętnie, czyniąc go swoim trunkiem, cokolwiek to znaczy, narodowym. I nic to nawet, że trunkiem swym szczególnym czynią go też Alzatczycy. Propozycja rieslingowa pod tytułem Poll-Fabaire jest podobno tyleż dla tamtejszych musujących reprezentatywna, co wybitna. No to hop!
Z patrzenia wyraźnie wynika, że barwa wina jest jasnożółta, ale i soczysta. Wspomniana żółtość jest też dość chłodna.
A aromat? Z rozbrajającym być może brakiem profesjonalizmu stwierdzić jesteśmy w stanie: niedojrzałe jabłka z bąbelkami. W ogóle, jest tu bardzo rieslingowo, sporo też rześkości. E., jak to ma w zwyczaju, zgłasza jednak votum separatum. Według niej wino trąci trochę tonikiem albo innym dziwnym związkiem chemicznym, na przykład chininą. Zgadzamy się jednak co do tego, że aromat jest ciut kredowy i abstrahujący od owocowej słodyczy.
Wina próbowaliśmy w trzech konfiguracjach: z sałatą na bazie rukoli i innymi jakimiś detalami, spośród których wybijał się zapiekany ser kozi; z guacamole; i „na czysto”. W każdym przypadku degustowany Cremant grał bardzo przyjemnie, ale i ciut inaczej. Jest on bardzo wytrawny, ale też w sumie gładki, rześki i z jakimś tam ciepła podkładem. Smak jest pełny i wyraźny, ale bardzo trudno jest nam go nazwać – co może wynikać też z fundamentalnego braku otrzaskania z winami musującymi. Wydaje nam się, że jest w tym winie wszystkiego po trochu: od pieczonego jabłka po wapienne jakieś akcenty. Na początku jest niezwykle łagodne i ciepłe, by przejść później w coś może i nadal subtelnego, ale jakby chininowego [ponownie objawia się fiksacja E.]. Mimo że subtelne, trzyma się – wzorem z „Wesela” Chińczyków – bardzo długo i mocno.
Trochę się baliśmy – i słusznie. Bo choć podobało nam się i chcemy jeszcze, to z jakimś dokładniejszym określeniem uczuć względem wina mieliśmy intensywny problem. Lecz skoro było nam z tą butelką wcale dobrze, to nie ma powodów, by jej zawartości nie przyznać odpowiednio 89 (E.) i 87 (M.) guziczków.
Kraj: Luksemburg
Apelacja: Cremant de Luxembourg – Moselle Luxembourgeoise Appellation Controlee
Szczep: Riesling
Zawartość alkoholu: 12%
Sklep i cena: Les Domaines de Vinsmoselle – Escale de Wallenstein Waishop (Luksemburg), 10,34 EUR
Na pewno jesteście najlepszymi ekspertami od win luksemburskich w tym kraju 🙂
Postaramy się jeszcze co jakiś czas szerzyć dobrą nowinę 😉