St. Ilona Somlo
Furmint 2013
Komunałem jest stwierdzenie, że podróże kształcą Niezbyt odkrywcza byłaby też konstatacja, że czasem dobrze jest żyć w błogiej nieświadomości. Bolesnej kombinacji tych dwóch prawd doświadczyliśmy podczas naszego wyjazdu na Węgry, gdy z Somlo podjechaliśmy jeszcze do Budapesztu. Coś nas podkusiło, by wejść do Aldiego, a tam rzucić okiem na półkę z winami. Ku naszemu zdziwieniu, stała tam butelka szomlońskiej Świętej Ilony, którą zachwycaliśmy się dwa lata wcześniej. Tutaj za równowartość 15 zł, w Belgii – za tychże niecałe 40.
Oczywiście wiedzieliśmy już teraz, że jest to jeden z większych i może trochę pozbawionych „duszy” producentów w regionie. W naszych kubkach smakowych wciąż żywe było też wspomnienie degustowanych kilka dni wcześniej delicji. Ale nie mogliśmy się powstrzymać. Chwyciliśmy za butelkę, zapłaciliśmy za nią w kasie i niedługo później byliśmy gotowi do przeprowadzenia konfrontacji z nieco już przykurzonymi wspomnieniami. Można pewnie mówić, że inny rocznik, inna dystrybucja, że wino nie pod korkiem, ale zakrętką… ale jednak porównanie wydało nam się w pełni uzasadnione, a jeśli nie uzasadnione, to przynajmniej atrakcyjne retorycznie.
Kiedyś nas zachwycała, teraz barwa jest po prostu jasnożółta i relatywnie ciepła, bo bez zielonkawych refleksów. Należy jednak oddać, że gdyby wino było trochę starsze, pewnie i jego kolor nabrałby jeszcze elegancji.
Już po pierwszym zbliżeniu nosa do kieliszka nie ma wątpliwości, że pijemy Somló. Dość intensywny, charakterystyczny mineralny zapach. Może nie na złoty medal w tej kategorii, ale zupełnie przyzwoity. Mówi się, że trudno w tych winach wyczuć szczep, ale nam wydaje się, że Furmint jest tutaj jakoś tam rozpoznawalny dzięki dość charakterystycznej owocowości.
Ach, gdyby w Polsce można dostać takie wino za 15 zł… W ustach nie można mieć wątpliwości. Istotna mineralność miesza się z przyjemnie szczypiącą kubki smakowe kwasowością. Z czasem odnosi się wrażenie, że tej ostatniej jest zbyt dużo, co sprawia, że już nie zachwycamy się tym winem tak bardzo, jak kiedyś. „Drugi plan” pozostaje nieobsadzony, wszystko tu rozgrywa się na tym pierwszym. Brakuje więc trochę tła, jakiegoś podbicia. Finisz jest wcale satysfakcjonujący, chociaż niestety objawia się na nim alkoholowy posmak.
Trudno nam było o obiektywną ocenę zaraz po wizycie u źródła, gdy kubki smakowe i nosy cały czas tak dobrze pamiętały tę mineralność tego wulkanu in crudo. A przecież gdyby spróbować tego wina później, chociażby w styczniu, tj. w momencie nadrabiania kronikarskich zaległości… być może wszystko potoczyłoby się inaczej. Niemniej, ta butelka dostarczyła nam wielu wrażeń. Jakoś tam skonfrontowaliśmy ją ze wspomnieniami, ale też zapewniliśmy sobie gładsze przejście do nieszomlońskiej rzeczywistości. Wtedy, w sierpniu, wino oceniliśmy na 80/100 (E., której przeszkadzała nadmierna kwasowość) oraz 87/100 (M.).
Metryczka
Kraj: Węgry
Producent: Kreinbacher Birtok
Szczep: Furmint
Rok: 2013
Zawartość alkoholu: 13%
Miejsce zakupu i cena: Aldi (Budapeszt), 1000 HUF (ok. 15 zł)
Dwa lata….Szmat czasu… Dwa lata to bardzo dużo w rozwoju podniebienia winopijcy 🙂 Może stąd ta lekka rozbieżność ?
Dwa lata to wieczność zwłaszcza w przypadku osób początkujących, za które nadal się uważamy 😉 Nie bez znaczenia może być też różnica w rocznikach samego wina, jak i masa innych, mniej obiektywnych okoliczności 🙂